Rozmowa Wioletty Myszkowskiej z dr. Piotrem Toczyskim z Instytutu Filozofii i Socjologii APS oraz Filipem Dębowskim trenerem higieny cyfrowej z Fundacji Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa o tym, jak często sięgamy po telefon, aby sprawdzić swoje social media, jak twórcy aplikacji wykorzystują technologię, abyśmy często korzystali z ich aplikacji i jak to wpływa na nasze życie.
Link do audycji, kliknij aby wysłuchać >>
Zapraszamy do wysłuchania całości spotkania, a poniżej wypowiedzi dr. Piotra Toczyskiego:
1. Nie jesteśmy skazani na automatyzmy.
Nie potrafię się odnieść precyzyjnie do takiego przypadku, żebym wziął za telefon jakiś inny przedmiot. Nie miałem takiej sytuacji. Ikony sobie ułożyłem dawno temu alfabetycznie właśnie po to, żeby kierować się taką drobną poznawczą funkcją, jak ten alfabet, który gdzieś tam jeszcze pamiętam. Więc takiej sytuacji dokładnie nie miałem.
2. Można poszukać użytkowników pośredniczących pomiędzy człowiekiem i technologią.
Moje przebiegi współpracy z seniorami, z osobami starszymi, które chciały korzystać z Internetu w sposób twórczy, polegały na tym, że tam były zaangażowane osoby pośredniczące. Czyli to byli użytkownicy pośredniczący, którzy brali na siebie ten ciężar interakcji z Internetem, komputerem, narzędziem, z tą całą treścią. Natomiast sami nasi autorzy tych tekstów aż tak bardzo zaangażowani nie byli, więc oni problemów nie mieli. Z ich perspektywy to był fantastyczny sposób na to, żeby nawiązać jakieś więzi, żeby pogłębić kontakt z ludźmi, którzy mogli ich postrzegać jako publicznych intelektualistów. Więc to jest zupełnie inny przypadek niż takie użytkowanie, kiedy technologii używamy w sposób bezwiedny, bezrefleksyjny. Tam Internet był pewnego rodzaju świętem, jak na przykład wpis opublikowany w blogu, który zbierał tak ciekawe komentarze i dyskusję, że autor z ciekawością ją czytał. I to nas czegoś uczy o tym, jak mógłby wyglądać Internet, że on mógłby trochę zwolnić, że on mógłby być trochę bardziej refleksyjny, że on mógłby być nasączony w większym stopniu być może nawet tym, co nazywamy mądrością. Więc na takim biegunie różnych wzorców motywacyjnych korzystania z sieci ten twórczy i akurat w tym przypadku osób obdarzonych pewnego rodzaju mądrością, to jest przypadek dość nietypowy, w jakiś sposób nawet osobliwy. Też w tym, co nazywamy cyfrową mądrością, czyli że osoby starsze umieją sięgnąć właśnie po użytkownika pośredniczącego. Toteż osoby starsze żadnego kłopotu, żadnego problematycznego użytkowania nie przejawiają. Ale są takie osoby, które ów problematyczny sposób czy wzorzec użytkowania przejawiają, gdy dostały kompetencje do ręki, te najprostsze, i w jakiś sposób się ośmieszają, biorąc udział w dyskursie w taki sposób, że nie służy to ani im, ani innym osobom, które to czytają.
3. Są różne stopnie wykluczenia i biegłości.
Mówimy o trzech stopniach wykluczenia. Pierwsze to jest to, że nie mamy narzędzia, drugie umiejętności, a trzecie, że nie umiemy skorzystać z tych umiejętności i z tego narzędzia w taki sposób, żeby sprzyjało to naszej pozycji społecznej, szeroko rozumianej. Pozycji nie tylko jako miejsca na drabinie, ale też pozycji wobec różnych innych ludzi. Że nie czerpiemy z użytkowania. I czasem jest tak, że ktoś ma świetne kompetencje, a postępuje w taki sposób w Internecie, że szkodzi sobie i innym. I to się też zdarza w starszym wieku. Odpowiedziałem z lotu ptaka na pytanie, a szczęśliwie pracuję w świecie pozytywnych interwencji cyfrowych, czyli tam, gdzie ryzyka są małe, minimalizowane. Gdzie na przykład produkujemy treści psychoedukacyjne, które po sześciu tygodniach człowiek ma zrzucić ze swojego repertuaru. Przechodzi pewien kurs psychoedukacyjny, ale tylko po to, żeby już więcej do niego nie wracać. Nie po to, żeby do tego kursu odnosić się potem latami w sposób ortoreksyjny. Dlatego świat problematycznego użytkowania Internetu jest mi trochę bardziej obcy niż ten, który nazwalibyśmy światem pozytywnych interwencji cyfrowych.
4. Warto zachować ostrożność, ale poznawczą.
Wobec problematycznego użytkowania Internetu mam mniej jednoznaczny pogląd, pewną ostrożność poznawczą. W mojej perspektywie to jest tak, że dopóki nie mamy jednoznacznych dowodów, czyli nie mamy setek badań i w różnych kontekstach kulturowych, na różnych grupach wiekowych, nad różnymi korelatami problematycznych zachowań i tego, co się wtedy dzieje na poziomie neurobiologicznym czy neurofizjologicznym z naszym organizmem, to nie demonizowałbym. Mamy w nauce taki pogląd, żeby odchodzić na przykład od określania uzależnieniem tego, co dopiero potencjalnie uzależniające. Potencjalnie uzależniające są sposoby podawania treści czy konstruowania urządzeń, natomiast mówimy nieprzypadkowo o problematycznym użytkowaniu. Wiele przejawów, manifestacji, zachowań nie będzie spełniało kryteriów uzależnienia. Uproszczony obraz oczywiście jest bardzo przydatny do tego, żeby prowadzić interwencje, na przykład w systemie edukacji, tam gdzie mogą być potrzebne.
5. Nie każda zależność od technologii jest uzależnieniem.
Z technologią jest trochę tak, jak z prądem w gniazdku. Od niego też jesteśmy uzależnieni w takim sensie, że gdyby mi go dzisiaj wyłączyli na tydzień, to bym nie chciał tej sytuacji. Z wielu powodów. Świat jak w Mad Maxie nie bardzo mi się uśmiecha. Jakby mi wodę z kranu zabrali, też bym nie był zachwycony. W tym sensie jestem uzależniony od różnych technologii: i od technologii dostarczania mi wody do mieszkania, i od prądu. Niektórzy mogą powiedzieć, że są w jakiś sposób zależni, tak się czują, od samochodu. Pamiętam, że kiedyś był czas, że samochody były preferowanym środkiem komunikacji. Na przykład jak ktoś na tydzień nie miał samochodu, to był wielki dramat. Słuchaliśmy opowieści o tym, że bez samochodu sobie nie poradzą, nawet jeśli mieszkają w świecie otoczonym komunikacją, transportem publicznym i nie są wykluczeni komunikacyjnie.
6. Do zaburzeń przypisana jest i odporność, i podatność.
Technologia informacyjno-komunikacyjna nie każdego uzależni, nawet jeżeli użyje tych wszystkich sztuczek, żeby stać się lepką, żeby angażować nas coraz bardziej, żeby nie kończyć nam tego przewijanego feedu, kiedy scrollujemy. Część z nas będzie miała na to pewną odporność, część z nas się zaadaptuje, będą też pewne osoby czy grupy bardziej podatne. Czasem będzie dyskusja o tym, czy to nie owa podatność sprawia, że sięgają po technologię po to, żeby zagłuszyć na przykład pewną potrzebę w sobie, czy może niemożliwą do zrealizowania potrzebę. A nie, że technologia sama w sobie ma ten demoniczny wymiar, że jak ją dotkniemy, to się uzależnimy,
7. Co zastępują media?
Media generalnie zastępują miłość. Taka kiedyś była w domach mediowych opowieść: media wchodzą wtedy, kiedy za mało mamy możliwości realizowania się w kontakcie twarzą w twarz, a ludzie, którzy nas otaczają, trochę nam się może nudzą, a trochę nie umiemy utrzymać tego kontaktu. Czyli relacji możemy szukać w momencie, kiedy nam jej brakuje. I szukamy poprzez media: z naszym ulubionym spikerem telewizyjnym, z influencerem na YouTube, z głosem radiowym...
8. Niska jakość w Internecie to nie jest czarno-biały temat.
Oczywiście media społecznościowe są opakowane algorytmami, żebyśmy oglądali tych ludzi jeszcze więcej i jeszcze mocniej. I to nie tych najmądrzejszych, którzy nam będą mówili najciekawsze rzeczy, albo te, które dla nas byłyby najbardziej produktywne. To prawda, że będzie wygrywał marny pieniądz, gorszy pieniądz wyprze pieniądz lepszy. Ale to jest bardziej złożony obraz. Nie chcę go aż tak uprościć. Moją rolą jest pokomplikować, choć słucham z przyjemnością prostych tez. Potem próbuję w nich trochę namieszać, podzielić włos na czworo. Nie demonizuję Internetu.
9. Media i przybliżają, i oddalają, nie warto absolutyzować.
[Czyli w momencie, kiedy sięgamy po telefon, powinniśmy się zastanowić, czy przypadkiem nie odwiedziliśmy kogoś zbyt dawno albo czy powinniśmy odwiedzić?] Na przykład. Albo kiedy nasi bliscy uciekają przed nami do Internetu możemy pomyśleć, co takiego się dzieje na przykład z moim dzieckiem, że wybiera Internet, a nie to, co ma w okolicy. Kiedy siedzi na ławce dziesięciu młodych ludzi i wszyscy w swoich smartfonach, każdy w swoim mikroświecie, to mogłoby nas to niepokoić. Natomiast pamiętamy i takie wyniki badań o młodych i mediach sprzed kilkunastu lat, kiedy po raz pierwszy obserwowano, że media w jakiś sposób ich oddalały, kiedy byli sobą zmęczeni, a potem ich przybliżały do siebie, kiedy na przykład wieczorami nie mogli być blisko siebie. Problem zaczyna się wtedy, kiedy tych relacji rzeczywiście nie umiemy zbalansować i zbilansować. Uciekamy przed czymś do potencjalnie uzależniającego nas technologicznego świata. Przy czym dla niektórych technologią, która ich uzależni, będzie na przykład rower. Będą na nim tyle jeździć, aż się wyczerpią.
10. Szkoda czasu na grę z samym sobą.
[Jak sobie z tym radzić, jak odstawiać?] Ogólnie to jest tak, że jeżeli zachowanie jest problematyczne, spróbujmy zachowania przez jakiś czas nie uskuteczniać. Jeżeli uważamy, że jakaś aplikacja w naszym życiu czy w życiu bliskiej nam osoby jest przeszkodą, że przynosi więcej szkody niż pożytku, to zobaczmy, czy jesteśmy w stanie bez tej aplikacji wytrwać; bez tej akurat konkretnej sieci znajomych. Może być tak, że jesteśmy, może być tak, że nie. Jeśli nie, to próbujmy to odstawiać, ale oczywiście z samą kontrolą i dyscypliną zawsze będzie pewien kłopot, bo jednym to wyjdzie, a innym nie wyjdzie. Jeżeli zaczną stawiać sobie cele i tych celów nie zrealizują, pojawi się dużo napięcia, dużo niepotrzebnego lęku. Więc ta interwencja najczęściej powinna być dopasowana do tego, kim w gruncie rzeczy jesteśmy, jacy jesteśmy, żeby nie walczyć ze sobą za bardzo. Najgorsze, co możemy dla siebie zrobić, to stworzyć dwie postacie w sobie. Załóżmy, że normatywnego rodzica, który będzie kontrolował i kontrolował. I zbuntowane dziecko, które będzie chciało się wymknąć: przyjąłem, że przez tydzień nie będę otwierał telefonu w wakacje, prawda? Mogę go wyłączyć na sztywno, na amen, ale jednak tak w środę o 12 to się nie liczy, jeśli tylko na 15 minut... Jeżeli taką grę zaczniemy sami ze sobą prowadzić, to polegliśmy. Więc dopasowanie interwencji do nas będzie jedną z ważniejszych rzeczy. I tu warto się może skonsultować czasem ze specjalistą, z kimś, kto rozumie te różne poznawczo-behawioralne niuanse. Bo nie wszystko zrobimy sami, nie wszystko z arkuszem pracy, nie wszystko po krótkim przeszkoleniu.
11. Tuż przed urlopem nie warto szukać dużych zmian.
Jest też pytanie o to, jak ważne dla nas jest to, żeby odetchnąć. Mamy prawo do wytchnienia, tak sobie możemy to nazwać, prawo do tego, żeby odetchnąć w wakacje. I z tego prawa możemy nie skorzystać. A dobrze byłoby, jakbyśmy to przemyśleli: czy boję się, że szef mnie zwolni? Albo będzie krzywo na mnie patrzeć? I dlatego nie daję sobie tego prawa? Czy boję się, że stracę grupę znajomych, że oni tego nie zrozumieją? Czy mam lęk przed tym, że coś opuszczę? Warto narysować sobie w głowie emocjonalną personę na swój temat, to znaczy kim ja jestem, jeśli chodzi o lęk, kim jeśli chodzi o złość, a kim jestem, jeśli chodzi o radość. Zajrzeć do tych podstawowych emocji: skąd radość w moim życiu, skąd złość, skąd lęk, może też skąd wstyd. I zrobić sobie spotkanie samemu ze sobą. I teraz to, co ja mówię, to jest oczywiście pewien idealizm, bo większość z nas nie ma kompetencji do tego, żeby zrobić sobie tego rodzaju spotkanie. Do tego trzeba mieć i wgląd w emocje, i zrozumienie dla samego siebie, i pewną wyrozumiałość dla siebie, i umieć odnaleźć się wobec świata, wobec grupy, wobec pracy. Te różne relacje, relacja z pracą, relacja ze znajomymi, relacja z szeroko rozumianym pakietem influencerów i różnych aplikacji: to jest do przejrzenia. Raczej nie na trzy dni przed urlopem. To będzie pewien dramat, jeżeli dziś, słuchając tej audycji, wpadniemy na pomysł: o, za trzy dni wyjeżdżam, skoczę na głęboką wodę. To może być bardzo nieprzyjemne doświadczenie.
12. Uzależnienia to poważny temat, wymagają leczenia a nie higienizacji.
Używamy tu słowa uzależnienie i widzę, że niektórzy z naszych słuchaczy byli też przywiązani do tego słowa. Jeżeli mamy takie podejrzenie prawdziwe, że ktoś w naszej okolicy, ktoś nam bliski jest osobą uzależnioną od czegokolwiek, to nie możemy tego słowa tak traktować bardzo lekko. Jeżeli używamy takiego słowa, to godzimy się na taką konsekwencję, że udajemy się z osobą do kliniki leczenia uzależnień. I to jest dość istotne, żebyśmy o tym pamiętali. Higienę i higienizację porównajmy sobie do dentysty. Jest wizyta profilaktyczna raz na sześć miesięcy, skaling, piaskowanie, trzysta złotych i wychodzimy. Jest to przyjemne w gruncie rzeczy. Jeżeli jest do zrobienia więcej, zajmuje się tym lekarz stomatolog. I tu mamy bardzo podobną sytuację, jeżeli naprawdę wierzymy, że problematyczne użytkowanie technologii uzależniło kogoś i kryje się tam uzależnienie. Nieważne czy to będzie rower, czy to będzie umowna woda w kranie, bo ktoś może też z tą wodą robić przedziwne rzeczy, czy to będzie jakaś aplikacja internetowa, czy to będzie Internet jako taki. Mówimy do tej pory o tym, że uzależnienia są potencjalnie z trzeciej warstwy Internetu, czyli z warstwy treści. Też tak może być. Ale może uzależnia nas coś i z tego drugiego już elementu, czyli na przykład sam telefon i jakiś jego sposób funkcjonowania w naszym życiu, niezależnie od tego, co scrollujemy? Same powiadomienia na przykład, że coś dostaliśmy. Albo sam fakt, że mamy telefon za 8 tysięcy złotych przed sobą. Przerwania są symptomatyczne dla naszej dzisiejszej ery cyfrowej. Ktoś coś mówi, a tutaj musi być jakaś przerwa na reklamę, przerwa na sprostowanie. Jeżeli potraktujemy poważnie to, że coś nas uzależniło, a nie tylko sięgamy po metaforę uzależnienia, to uzależnienie behawioralne może przybrać dowolne ramy. Bardzo rzadkim uzależnieniem może być uzależnienie od choćby takiej okładziny jak tutaj. To nie jest tak, że każde uzależnienie to jest coś, co da się ubrać w ramy badania epidemiologicznego czy populacyjnego i tam wyjdą bardzo wysokie wskaźniki. Czasami to będą pojedyncze, bardzo nietypowe schematy, bardzo indywidualne dla danej osoby, że ona uzależnia się na przykład tylko od bardzo konkretnego wzorca korzystania z konkretnej treści, tylko w pewnych okolicznościach. I naprawdę pierwszy krok kierujemy do kliniki leczenia uzależnień, jeżeli traktujemy to poważnie. A jeżeli traktujemy to tylko jako metaforę, że tak mówimy sobie o takiej lepkości, trochę o uzależnieniu, trochę o czymś innym, to możemy to oczywiście traktować różnymi zabiegami higienizacyjnymi. Możemy to opatrzyć różnymi interwencjami związanymi mniej już ze zdrowiem. I ja bym tego pilnował, żebyśmy wiedzieli o czym mówimy, jeżeli naprawdę traktujemy to słowo uzależnienie poważnie. Niezależnie od tego, czy to jest już w rozpoznaniu, które może dotyczyć różnych osób w populacji w skali masowej, czy to jest tylko coś, co w bardzo takim fenomenologicznym ujęciu ten konkretnie psychiatra rozpozna na przykład u tej konkretnej osoby. Nie bójmy się interwencji psychiatrycznych w takich sytuacjach. Od tego oni są w gruncie rzeczy, to są lekarze, jak każdy inny lekarz.
13. Warto na kartce monitorować nastrój, przyglądać się sobie i innym, mieć otwartość na kontakt ze specjalistą.
Warto monitorować, nawet na kartce papieru, czy ja z tego mam faktyczne korzyści. To znaczy, na czym ta korzyść polega? Prowadzić coś w rodzaju dzienniczka refleksji, ale może rzeczywiście nie w samej tej technologii, tak żeby już nie mieszać, bo to nie chodzi o to, żeby przełączać się, a raczej oderwać się. To jest taka trochę zabawa w poznawcze oderwanie się od tego, co oczywiste. Nasz mózg oczywiście będzie inaczej pracował, kiedy będziemy mieli długopis i kartkę papieru. Inaczej niż kiedy będziemy coś tam znowu przewijać i wpisywać z klawiatury. Nawet jak to będzie wirtualna klawiatura typu swiftkey. Więc dobrze by było, żebyśmy przeprowadzili sobie taką obserwację siebie, żebyśmy przyglądali się i sobie, i tym, na kim nam zależy. To mogą być i ci nasi umowni seniorzy, i nasi podopieczni, na przykład młode osoby w naszym otoczeniu. Bo nigdy nie zaszkodzi i rzeczywiście zmierzyć czas użytkowania, w miarę uczciwie, i przyjrzeć się temu, jak on się wiąże z naszymi nastrojami, z objawami depresyjnymi. Bo różne jest. Moi znajomi, którzy w tym głęboko bardzo siedzą, z takiego europejskiego aliansu przeciw depresji, mówią, że nie ma jednoznacznych w tym momencie dowodów. Czy to jest tak, że osoba, która ma skłonności do depresji sięga po to, co jeszcze bardziej ją będzie pogrążać? Czy to jest wpływ bezpośredni technologii, tego, że ona zaistniała w moim życiu? Raczej widzę skłonność psychiatrów dzisiaj do tego, żeby mówić, że mamy najpierw podatność z poziomu biopsychologicznego, a potem jest odpowiedź społeczna. W każdym razie warto monitorować się, przyglądać sobie, monitorować nastroje. Wcześniej wymieniałem emocje, na koniec pozostał smutek. Jeżeli nastrój się obniża wtedy, kiedy więcej korzystam z technologii, jeżeli prowadzi na przykład w stronę smutku, to będzie bardzo ważny alert. I z tym alertem trzeba iść do specjalisty. I to jest to, co możemy zrobić dla siebie.