Moje dziecko nie je mięsa, nie je warzyw, nie je obiadów. Wiem, wiem: niby „nie musi”. Ale wszędzie piszą o DOBRZE zbilansowanej diecie. Co tu bilansować, jeśli moje dziecko nie je mięsa i warzyw. Obiadu nie tknie pod groźbą śmierci głodowej. Uwielbia mleko, serki, chleb, makaron. I nie piszcie, że mu się odmieni, bo mięsa nie jadł NIGDY dobrowolnie i świadomie. Nic go nie przekona – nieważne, jak pięknie podane i jak jest głodny. Obiady doprowadzają mnie do nerwicy, bo on ma taką blokadę psychiczną, że jak widelec wędruje do ust, to syn już wymusza odruch wymiotny (nie wymiotuje, ale wypluwa).
Rozumiemy Pani niepokój. Trudno rodzicowi żyć z myślą, że jego dziecko jest głodne, bo na obiad nie było nic, co dziecko lubi. Trudno nie martwić się, kiedy dziecko odmawia jedzenia tego, co jest dla niego dobre. Ale mamy dla Pani coś na pocieszenie: kiedyś Amerykanie byli przedmiotem drwin z powodu rozpowszechnienia u nich otyłości. Dziś wiadomo, że polskie dzieci tyją najszybciej w Europie. Może więc dziecko-niejadek to wcale nie aż taki wielki problem, na jaki wygląda?
Co jednak z faktem, że Pani dziecko odmawia jedzenia produktów zdrowych?
Wielu rodziców powinno sobie uczciwie odpowiedzieć na kilka pytań:
- Ile naprawdę ich dziecko zjada w ciągu dnia? (skrupulatnie policzyć wszystkie przekąski między posiłkami)
- W każdym domu jest taka szuflada / szafka, w której trzyma się „apteczkę pierwszej pomocy”: słodkości, przekąski, pokusy. Czy ich dziecko ma do niej dostęp? Jeśli tak – jaki jest ich (dorosłych) w tym udział (w zaopatrzeniu i dystrybucji)?
- W jaki sposób zaprasza się dzieci do stołu? Czy nie jest tak, że uczymy dziecko: im bardziej dorosłym zależy, bym zjadł, tym więcej mogę ugrać grymasząc? (nagroda za grymaszenie, to choćby wzmożona uwaga dorosłych)
- Czy nie traktujemy warzyw i nie mówimy o nich, jako o karze dla dziecka? (czasem wystarczy sformułowanie „jeśli zjesz warzywa, dostaniesz deser” = „deser jest nagrodą za cierpienie, którym są warzywa”)
- Czy nagradzamy dzieci niezdrowym jedzeniem (przekąski, słodycze) i karzemy Z POWODU zdrowego jedzenia („nie zjadłeś marchewki – nie będzie bajki”)
- Czy jeśli dziecko odmawia jedzenia tego, co dorośli przygotowali, po krótszej lub dłuższej przepychance nie przygotowujemy mu czegoś innego, czego żąda lub co daje cień szansy, że zostanie zjedzone?
W naszym świecie jedzenie w wychowaniu dzieci przestało być tylko jedzeniem. Bywa nagrodą lub karą, ma uspokajać, zajmować, pocieszać, jest sposobem spędzania czasu, świadectwem starań i troski rodziców, ich poświęcenia, dowodem ich kompetencji rodzicielskich, czasem substytutem ich miłości do dziecka, czasu spędzanego razem, ma rodziców usprawiedliwiać z niedociągnięć, zapewniać im alibi, kiedy mają poczucie, że nie dają rady w innych obszarach. To wszystko, plus pewne zmiany w otoczeniu rodziny (społeczne oczekiwania wobec rodziców, np. wyidealizowany wizerunek rodzicielstwa, dzieciństwa, ale też jedzenia w mediach), świadomie lub nieświadomie ze strony dorosłych wpędzają dzieci w żywieniowe kłopoty.
Nie jest łatwo dziś być rodzicem. Pisze Pani, że z jednej strony słyszy: dziecko nie MUSI jeść każdego posiłku / mięsa / wszystkich warzyw. Z drugiej: dieta dziecka POWINNA być zbilansowana. Nie dajmy się zwariować: słuchajmy dziecka i zdrowego rozsądku. Ale też zachowujmy się uczciwie: jeśli na wyżej postawione pytania rodzic odpowiada sobie twierdząco, to znaczy, że jego dziecko nie jest niejadkiem ani buntownikiem. To znaczy, że nie je warzyw i obiadów, bo tak jest wychowywane.
Jacob Teitelbaum, Deborah Kennedy, Cukier dzieci nie krzepi, Wyd. Muza, Warszawa 2013.